Zdecydowanie to czego nie było dużo w 1 części, dostajemy w 2. Akcja za akcją. Mam wrazenie ze niektore ciecia w chronologii sa gubiące. Plus fakt jazdy na czerwiach, najpierw pokazany jest jako coś bardzo trudnego a później dostajemy sceny gdzie każdy to potrafi robić. Pewnie kontekst z książki umyka tu ale ogólnie wow to wszystko robi naprawde ogromne wrażenie. Dla mnie świetny film no i ta muzyka!
Ale ta bitwa o Arrakis to był prawdziwy dowcip. Jak się zaczęła, tak za chwilę się skończyła. Oceny będzie miał wysokie, ale nie wiem, czym tu się zachwycać.
Zgadzam się że niektóre sceny walk mogłyby być lepsze. Nie było w żadnym momencie tego efektu wow wow
dokładnie trwało to z 2 minuty, w ogóle samych scen walki było o wiele mniej niż w części pierwszej. Co do czerwi to popsuli to po całości. Czerw w części pierwszej to coś niebywałego, w części drugiej każdy dosiada czerwia + jeszcze łapie rękami małe i topi w wodzie ;) Odarli całkowicie z klimatu to co jedynka maksymalnie zbudowała.
Nie oglądałem jeszcze więc się wypowiem :) a tak serio, właśnie w książce jest to zderzenie, że czerwia w pierwszej jej części były czymś monstrualnym, niesamowitym i ogólnie stanowiły problem, jak i wydawały się nieposkromione. A później okazało się, że Fremeni traktują je jako m.in. środek transportu, a ujeżdżają je już 12 letnie dzieci (i to był "standardowy" test). Był to jeden z przykładów na ukazanie faktycznej potęgi pustyni.
Bitwa w książce trwała krótko, nie została prawie wcale ukazana. Tylko wspomniano o użyciu broni atomowej. Ważniejsze od niej było późniejsze starcie w sali pałacowej Muad Diba i młodego przedstawiciela Imperatora i konsekwencje tego pojedynku, zawiązany rozejm itp. Plus należy pamiętać, że Muad Dib potrafi przewidywać przyszłość i wie, jak zakończy się bitwa i jakie będą losy ludzkości pod przywództwem Fremenów. Czerwie w książce nie są niczym specjalnym, są używane przez Fremenów od setek lat do przemieszczania się. Tylko dla przybyszy spoza Arrakis stanowią mit nie do ogarnięcia i z tego punktu widzenia zostały ukazane w pierwszej części, jako takemnicze stworzenia, bardzo groźne i potężne. Ale już samo ujeżdzanie ich nie stanowiło dużego wyzwania.
Dokładnie! Z perspektywy gościa który nie czytał książek imho idealnie ukazali mistykę świata przedstawionego w pierwszej części, a w drugiej my też „poznajemy zwyczaje” Fremenow i staje się to normalne
Zwyczaje Fremenów były zupełnie inne, gdzie jest reżim wody i poszanowanie energii źródlanej? Zostało to spłycone, jak sami bohaterowie, którzy są wynajęci z innej bajki.
Na końcu w filmie Paul dostaje wiadomość, że wysokie rody nie przyjęły go jako imperatora i wysyła fremenów. Jak było w książkach?
W książkach jest tak samo. Rody sprzeciwiły się, Fremeni ruszyli na podbój wszechświata i ciągu ok. 12 lat podbili miliony planet, zabijając miliardy ludzi. Tak, miliardy. Niektóre planety unicestwili całkowicie, bo nie chciały się podporządkować. Fremeni urządzi w całym wszechświecie prawdziwą rzeź, a Muad Dib, został uznany za boga, ale i za największego ciemiężyciela i mordercę w historii. Na Arrakis przybywały pielrzymki z całego świata, żeby tylko zobaczyć miejsce, które go stworzyło.
Jak do Mekki.
BTW, książka wspomina o ostatecznej bitwie, o użyciu broni atomowej na murze oporowym miasta Arrakis. I nic więcej. Przez wyrwy w murze czerwie wdarły sie do środka i tak bitwa została wygrana. Bardzo ważne jest, że użycie broni atomowej przeciwko ludziom jest w świecie Diuny całkowicie zakazane pod groźbą śmierci, i to od ok. 1,5 tyś lat, czyli od wojny przeciw maszynom. Mogę się mylić, ale na 90% tak jest. Zauważcie, że używanie technologii komputerowej również jest zakazane, dlatego przedstawione życie ludzi jest dość prymitywne w tym świecie. Ponieważ Muad Dib użył atomówek przeciw murom, nie złamał zakazu. Walka z Fade była w książce przedstawiona jeszcze bardziej ciekawie niż na filmie. Małe czerwie nie wyglądały tak jak na filmie, lecz były znacznie większe i grubsze, jak autobus. W ogóle książka kładzie bardzo duży nacisk na ekologię Diuny, na życie w zgodzie z ubogą przyrodą tej planety. Książki stawiają bardzo na przeżycia duchowe bohaterów, na filozofię życia, głeboką psychologię Jungowską i ekologię. Są dość trudne do czytania, wręcz bardzo obciążające psychicznie, nieznośnie głębokie. Zawierają też bardzo dużo polityki. Wciągają w świat duchowy, w przeżycia bohaterów. Daje się odczuć na każdym kroku, że autor przeszedł głęboką i wieloletnią terapię. Druga część, tzn. książka jest jeszcze lepsza niż pierwsza. A każde kolejne inne od poprzednich, równie "głębokie". Druga część była dla mnie bardzo poruszająca i trudna w odbiorze, bo Muad Dib wręcz cierpi za miliony, nie chce być zbawicielem świata, odrzuca swoje posłannictwo i porzuca je de facto, czym rani wszytkich dookoła. Pół książki jest ślepy, ale nie pozwala zakryć sobie pustych oczodołów i chodzi z takimi ziejącymi dziurami. Mi było trudno to czytać, bo myślałem o Chani, jak ona musiała to przeżywać i cierpieć z tego powodu. Znam osoby, które nie dają rady czytać DIuny, bo jest zbyt trudna w odbiorze, zwłaszcza dla tych, którzy mają niewielką samoświadomość. To arcydzieło literatury, nie tylko sci-fi. Fascynująca lektura, która wyprzedziła swoje czasy o wiele dekad. Dopiero obecnie ludzie dostrzegają wagę dbania o ekosystem i całą planetę, a i to tylko w świecie zachodnim, a Herbert pisał o tym już 60 lat temu.
I proszę, jak czasy się zmieniły. Zaczytywalismy się w tym w szkole średniej, a tu okazuje się, że to taka trudna książka. Daj spokój.
Książka jest napisana trudnym językiem. My owszem zaczytywaliśmy się w szkole średniej. Wskarz przeciętnego nastolatka który przeczytał Diune?
Tłumów nie było, bez przesady. Ilu kiedyś było miłośników fantastyki, a ilu teraz. Ja ostatnio widziałem dwie dziewczyny czytające z zainteresowaniem, więc nie ma tragedii. Nowych wydań też nie drukują na makulaturę. Obecnie przeciętny nastolatek nie czyta zbyt wielu książek, a tu proszę.