Recenzja filmu

Cierń (2008)
Toby Wilkins
Shea Whigham
Paulo Costanzo

Bezbolesne ukłucie strachu

Nagrodzony aż sześcioma nagrodami na Screamfest Horror Film Festival i nominowany do Saturn Award za najlepszy horror "Cierń", zwrócił uwagę wielu fanów kina grozy. Reżyserem i autorem
Nagrodzony aż sześcioma nagrodami na Screamfest Horror Film Festival i nominowany do Saturn Award za najlepszy horror "Cierń", zwrócił uwagę wielu fanów kina grozy. Reżyserem i autorem scenariusza jest Toby Wilkins. To pełnometrażowy debiut tego młodego reżysera, co nie znaczy jednak, że oglądając tę produkcję, jesteśmy świadkami nieprofesjonalizmu czy braku doświadczenia. Fabuła nie zaskakuje. Przypomina ona trochę filmy takie jak "Mgła" czy  "Noc żywych trupów".  Jesteśmy świadkami szablonowej historii, do której twórcy kina grozy zdążyli już nas w ciągu ostatnich kilku lat przyzwyczaić. Para młodych ludzi postanawia uczcić swoją rocznicę na łonie natury, jednak okoliczności sprawiają, że muszą poszukać motelu. Po drodze napada na nich pewien przestępca uciekający do Meksyku ze swoją dziewczyną. Kiedy zabraknie im paliwa, będą zmuszeni zatankować na, jak się okaże, pechowej stacji benzynowej, gdzie zostają uwięzieni przez grasujące na nich "coś". Owym stworzeniem okazuje się pracownik stacji, który miał wcześniej do czynienia z tajemniczym kolcem. Akcja filmu dzieje się w miarę szybko, dzięki czemu widz się nie nudzi. Twórcy szybko przechodzą do sedna, co jednak odbiera przedstawionym wydarzeniom tajemniczość. Mamy kilka momentów "bum" i sporo krwi, co nie znaczy jednak, że film schować można do szufladki gore. Jako tako trzyma także napięcie i zapewne wielu oglądających będzie mogło śmiało powiedzieć, że "Cierń" jest filmem strasznym. Jednak doświadczonym fanom kina grozy zabraknie klimatu i przerażających wydarzeń. Próżno też doszukiwać się choćby najskromniejszego wyjaśnienia dziwnych wydarzeń. To, czego dowiadujemy się o polującym na naszych bohaterów potworze, wydaje się nieco nielogiczne i mało spójne. Kilka scen, jak ta z goniącą Paulo Costanzo dłonią, które wywołują lekki uśmiech, ale na szczęście nie wybuchy śmiechu. Niestety, blisko końca twórcy postanowili wepchnąć niby szokującą, krwawą scenę ucinania ręki, a nie wpływa ona w żadnym stopniu ani na bohaterów, ani na fabułę. Scena ta jest tylko dodatkiem, który zadowoli zapewne wyłącznie nastoletnią grupę widzów. Oprawa filmu jest w większości bez zarzutu. Muzykę zrobił Elia Cmiral, który ma już spore doświadczenie w pracy przy horrorach. Ścieżka dźwiękowa dobrze komponuje się z obrazem i nie ma w niej denerwujących dźwięków. Nelson Cragg, często krytykowany za zdjęcia do poprzednich filmów, teraz jednak dość dobrze dał sobie radę. Poziom techniczny stoi na równie zadowalająco wysokim poziomie. Mogę ten film polecić z pełną odpowiedzialnością. Może nie zachwyca, ale warto go zobaczyć. Wyróżnia się spośród wielu bezbarwnych produkcji nakręconych w ostatnich latach i każdy, kto zdecyduje się go obejrzeć, z pewnością nie będzie cierpiał z powodu nudy. Swoją drogą ciekawe, czy twórcy poczuli już zapach pieniędzy i czy zdecydują się na sequel, bądź, o zgrozo, prequel, który w mojej opinii byłby sporym błędem.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones